piątek, 27 grudnia 2013



Czy do tego już doszło, że wobec wszechwładzy mediów mętnego pochodzenia, ze swoim patriotyzmem musimy stać się niczym polska V kolumna - we własnym kraju?

A może jest to jakiś pomysł na pobudzenie Polaków do działania? 

Patriotyzm jako hobby?

Minimalizm, który nie wymaga wiele, z którego nikt nas nie rozlicza. 
Wszystko zależy od nas samych.





----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Luis Beam

Opór bez przywódcy





Skoro każdy człowiek ma prawo bronić swojej osoby, swojej wolności i swojej własności – nawet używając siły – grupa ludzi ma prawo zorganizować i utrzymywać wspólną siłę, aby bronić tych praw stale.


                                                                                                                                                                                                                      Frederick Bastiat - "Prawo" Paryż 1850







Koncepcja oporu bez przywódcy  została wysunięta przez pułkownika Uliusa Louisa Amossa, założyciela International Service of Information Incorporated z siedzibą w Baltimore w stanie Maryland. Amoss zmarł ponad piętnaście lat temu, ale w trakcie swojego życia był niezmordowanym przeciwnikiem komunizmu, a także wykwalifikowanym oficerem wywiadu.

Płk Amoss napisał po raz pierwszy o oporze bez przywódcy  17 kwietnia 1962 r. Jego teorie organizacji były wymierzone przede wszystkim przeciw ewentualnej groźbie przejęcia władzy w Stanach Zjednoczonych przez komunistów. Autor niniejszego tekstu, mając przywilej przeżycia wielu lat od śmierci pułkownika Amossa, przyjął jego teorie i objaśnił je szczegółowo. Pułkownik Amoss obawiał się komunistów. Niżej podpisany obawia się rządu federalnego. W Stanach Zjednoczonych komunizm nie stanowi dziś dla nikogo żadnego zagrożenia, podczas gdy tyrania rządu federalnego stanowi zagrożenie dla każdego. Autor niniejszego tekstu szczęśliwie żył wystarczająco długo, aby zobaczyć ostatnie tchnienia komunizmu, ale może, niestety, pozostać przy życiu tak długo, żeby ujrzeć agonię wolności w Ameryce.


Proponuję to opracowanie w nadziei, że Ameryka jakimś sposobem wciąż może dać nam dzielnych synów i córki potrzebnych, aby zwalczyć narastające prześladowanie i ucisk. Szczerze mówiąc, w tej chwili trudno wyrokować, czy to się powiedzie. Niewielu jest dziś ludzi, którzy kochają wolność i wierzą w nią wystarczająco mocno, aby o nią walczyć, ale w piersi każdego niegdyś wielkiego narodu pozostają utajone perły dawnej świetności.

Oni tam są.

Patrzyłem w ich roziskrzone oczy, dzieląc z nimi krótkie chwile mojego życia. Cieszyłem się ich przyjaźnią, dzieliłem z nimi ich ból, a oni mój. Jesteśmy braćmi, dziećmi tej ziemi, dającymi sobie wzajemnie siłę w karkołomnym pędzie do bitwy, o której wszyscy słabsi, strachliwi ludzie mówią, że nie zdołamy jej wygrać. Być może… Ale przecież może zdołamy. To nie koniec – dopóki ostatni bojownik o wolność nie zostanie pochowany lub uwięziony, albo gdy spotka to tych, którzy nastają na naszą wolność.


Jeśli nie dojdzie do jakichś przełomowych wydarzeń, walka potrwa jeszcze lata. Z upływem czasu nawet dla bardziej ograniczonych spośród nas będzie stawało się jasne, że głównym zagrożeniem dla życia i wolności ludzi jest rząd. Niewątpliwie ucisk, z jakim mamy dziś do czynienia ze strony rządu, wyda się dziecinadą w porównaniu z tym, co zaplanował on [rząd] na przyszłość.

Tymczasem istnieją ludzie, którzy wciąż mają nadzieję, że niewielu zdoła jakimś sposobem zrobić to, czego nie udało się dokonać wielu. Jesteśmy świadomi, że zanim rzeczy będą się miały lepiej, z pewnością będą się miały gorzej, jako że rząd demonstruje chęć użycia przeciw dysydentom coraz ostrzejszych środków państwa policyjnego.

Zmieniająca się sytuacja czyni jasnym fakt, że ci, którzy sprzeciwiają się państwowemu uciskowi, muszą być przygotowani na zmianę, przystosowanie i przekształcenie swojego zachowania, swojej strategii oraz taktyki, w zależności od tego, na co pozwalają okoliczności. Brak refleksji nad nowymi metodami oraz zastosowania ich tam, gdzie potrzeba, ułatwi rządowi zdławienie oporu. Dawanie się tyranowi we znaki to obowiązek każdego patrioty. Kiedy tego zaniecha, zawiedzie nie tylko siebie, ale swój naród.

Mając to na uwadze, dochodzimy do wniosku, że obecne metody oporu wobec tyranii stosowane przez tych, którzy kochają naszą rasę [1], kulturę i dziedzictwo, muszą zdać decydujący egzamin ze zdrowego rozsądku. Muszą zostać obiektywnie ocenione pod kątem efektywności, jak również tego, czy ułatwiają, czy utrudniają rządowi stosowanie zamierzonych represji. Te metody, które nie przynoszą korzyści w realizacji naszych celów, muszą zostać odrzucone, albo rząd skorzysta na tym, że będziemy się ich trzymali.



Jako że uczciwym ludziom, którzy zrzeszyli się w grupach albo stowarzyszeniach politycznych czy religijnych, przykleja się fałszywą etykietkę „krajowych terrorystów” albo „kultystów” i zwalcza się ich, konieczne staje się rozważenie innych metod organizacji – albo, na potrzebę czego mogą wskazywać okoliczności: braku organizacji. Trzeba pamiętać o tym, że w interesie rządu nie leży eliminowanie wszystkich grup. Nieliczne muszą pozostać dla podtrzymywania opracowanej na potrzeby mas iluzji, że Ameryka jest „wolnym demokratycznym krajem”, w którym zezwala się na różnicę zdań. Nikt, kto jest na tyle naiwny, że przypuszcza, iż najpotężniejszy rząd na ziemi nie będzie uciskał nikogo, kto stanowi dla jego władzy realne zagrożenie, nie powinien zajmować się aktywną działalnością, ale raczej siedzieć w domu, studiując historię polityczną.


Odpowiedź na pytanie o to, kogo rząd zostawi w spokoju, a kogo nie, będzie zależało od tego, w jaki sposób grupy i poszczególne osoby poradzą sobie z kilkoma kwestiami, takimi jak: uchronienie się przed spiskami, rezygnacja z malkontentów o słabej woli, nacisk na wysokie kwalifikacje członków grup, unikanie jakiegokolwiek kontaktu ze środkami przekazu – figurantami pracującymi dla funkcjonariuszy federalnych – i, wreszcie, maskowanie się (które można zdefiniować jako umiejętność wtopienia się w oczach opinii publicznej grup oporu bardziej oddanych sprawie w mainstreamowe „koszerne” stowarzyszenia, które generalnie uważa się za nieszkodliwe).

To, czy jakiejś organizacji zezwoli się w przyszłości na dalszą działalność, będzie jednak przede wszystkim kwestią tego, jak duże zagrożenie reprezentuje dana grupa. Nie chodzi o zagrożenie rozpatrywane w kategoriach potęgi zbrojnej ani możliwości politycznych, bo obecnie nie mamy ani jednego, ani drugiego, ale raczej zagrożenie pod względem potencjału.

To potencjału funkcjonariusze federalni obawiają się najbardziej. To, czy taki potencjał istnieje w danym człowieku albo grupie, jest drugorzędne. Funkcjonariusze federalni oceniają potencjalne zagrożenie w kategoriach tego, co mogłoby się zdarzyć, biorąc pod uwagę sytuację sprzyjającą aktywnemu działaniu ze strony niesubordynowanej organizacji lub jednostki. Gromadzenie precyzyjnych informacji wywiadowczych pozwala im oceniać ten potencjał. Pokazywanie trzymanych w ręce kart przed licytacją to prosta droga do porażki.

Ruch na rzecz wolności błyskawicznie zbliża się do punktu, w którym dla wielu ludzi możliwość przynależności do grupy przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla innych członkostwo w grupie będzie realną opcją tylko na najbliższą przyszłość. W końcu – przypuszczalnie dużo prędzej niż spodziewa się tego większość – cena płacona za przynależność do grupy przekroczy jakikolwiek zauważalny zysk. Ale na razie niektóre spośród istniejących ugrupowań często służą użytecznemu celowi – albo zapoznawaniu nowego sympatyka z ideologią, o którą walczymy, albo tworzeniu pozytywnej propagandy celem dotarcia do potencjalnych bojowników o wolność.

Z pewnością ta walka staje się w szybkim tempie i w znacznym stopniu kwestią indywidualnych działań; każdy z jej uczestników podejmuje w ciszy swojego serca decyzję, żeby się przeciwstawiać: przeciwstawiać się z użyciem wszelkich koniecznych środków. Trudno przewidzieć, co zrobią inni, bo żaden człowiek nie zna w pełni serca drugiego człowieka. Wystarczy wiedzieć, co zrobi się samemu. Wielki nauczyciel powiedział kiedyś: „Poznaj sam siebie”. Udaje się to niewielu osobom, ale niech każdy z nas obieca sobie, że nie przystanie potulnie na los, jaki zaplanowali nasi niedoszli władcy.


Koncepcja oporu bez przywódcy to nic innego niż zasadnicze odejście od zwyczajowych teorii organizacji.

Utarty schemat organizacji reprezentuje na diagramie piramida – masy u dołu i przywódca na wierzchołku. Tę podstawę organizacji można dostrzec nie tylko w armiach, które są, naturalnie, najlepszą ilustracją struktury piramidowej – na dole masy żołnierzy, szeregowców, odpowiedzialnych przed kapralami, którzy z kolei odpowiadają przed sierżantami i tak dalej w górę po szczeblach dowodzenia do generałów na szczycie.

Ale tę samą strukturę widzimy w korporacjach, klubach ogrodniczych dla pań i w samym naszym systemie politycznym. Ten konwencjonalny schemat organizacyjnej „piramidy” możemy zaobserwować we wszystkich istniejących obecnie na świecie strukturach politycznych, społecznych i religijnych – od rządu federalnego po Kościół rzymskokatolicki. W mądrości Ojców Założycieli Konstytucja Stanów Zjednoczonych usiłowała zniuansować dyktatorską w swej istocie naturę organizacji opartej o model piramidy poprzez podział władzy na wykonawczą, prawodawczą i sądowniczą. Ale piramida pozostaje w swej istocie nienaruszona.

Schemat takiej organizacji – piramida – jest jednak nie tylko bezużyteczny, ale wysoce niebezpieczny dla stosujących go osób, kiedy wykorzystuje się go w ruchu oporu przeciw tyranii państwa.

Dzieje się tak szczególnie w przypadku zaawansowanych technologicznie społeczeństw, w których elektroniczna inwigilacja może często zinfiltrować taką strukturę, ujawniając jej łańcuch dowodzenia. Doświadczenie raz po raz uczyło nas, że antypaństwowe organizacje polityczne stosujące tę metodę dowodzenia i kontroli łatwo padają ofiarą rządowej infiltracji, prowokacji oraz niszczenia zaangażowanych w sprawę osób.

Widzieliśmy to niejednokrotnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie prorządowi szpiedzy albo prowokatorzy podstępem dostają się do grup patriotycznych i niszczą je od środka.

W organizacji o strukturze piramidy agent służb bezpieczeństwa jest w stanie zniszczyć wszystkich, którzy znajdują się poniżej jego poziomu infiltracji, a często również tych wyżej. Jeśli zdrajca wniknął w struktury kierownicze, cała organizacja jest od góry do dołu skompromitowana i może być swobodnie oczerniana.
Alternatywą dla organizacji o strukturze piramidy jest system komórek. W przeszłości wiele grup politycznych (zarówno prawicowych, jak i lewicowych) używało systemu komórek, aby przybliżyć realizację swoich zamierzeń. Wystarczą dwa przykłady.


W trakcie Rewolucji Amerykańskiej na całym obszarze trzynastu kolonii uformowały się „komitety korespodencyjne” [committees of correspondence]. Ich cel stanowiło zniesienie rządu i wspomożenie w ten sposób sprawy niepodległości. „Synowie Wolności” [Sons of Liberty], o których zrobiło się głośno, kiedy wyrzucili opodatkowaną przez rząd herbatę do Zatoki Bostońskiej, stanowili zbrojne ramię komitetów korespondencyjnych. Każdy komitet był tajną komórką, działającą niezależnie od innych komórek. Informacje na temat rządu przekazywano z komitetu do komitetu, z kolonii do kolonii, a następnie na ich podstawie podejmowano działania lokalne. Nawet w tych minionych czasach słabych środków komunikacji, gdy doręczenie listu zajmowało tygodnie albo miesiące, komitety bez żadnego zupełnie centralnego kierownictwa stosowały bardzo podobną taktykę w oporze przeciw rządowej tyranii. Pierwsi amerykańscy patrioci wiedzieli, że wydawanie przez kogokolwiek jakichkolwiek rozkazów było całkowicie niepotrzebne. Informacje udostępniało się każdemu komitetowi i każdy komitet działał, jak uznał za stosowne. Niedawnym przykładem systemu komórek wziętym z lewego skrzydła polityki są komuniści. Celem ominięcia oczywistych problemów związanych z organizacją opartą o model piramidy komuniści rozwinęli system komórek, podnosząc go do rangi sztuki.


Dysponowali licznymi niezależnymi komórkami, które działały w zupełnej izolacji od siebie i – co szczególnie istotne – nie wiedząc wzajemnie o swoim istnieniu, ale koordynowane przez kwaterę główną. Wiadomo na przykład, że podczas drugiej wojny światowej na wysokich szczeblach rządu Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie działało co najmniej sześć tajnych komunistycznych komórek (plus wszyscy komuniści działający otwarcie, chronieni i wspierani przez prezydenta Roosevelta), jednak tylko jedna z nich została ujawniona i zniszczona. Tego, ile innych jeszcze komórek faktycznie funkcjonowało, z całkowitą pewnością nie może stwierdzić nikt.

Komunistyczne komórki, które działały w USA do końca 1991 r. pod kontrolą sowiecką, mogły mieć u steru przywódcę, który zajmował pozornie bardzo skromne stanowisko w społeczeństwie. Mógł być na przykład pomocnikiem kelnera w restauracji, ale w rzeczywistości pułkownikiem albo generałem tajnych służb sowieckich – KGB. Pod jego dowództwem mogły znajdować się liczne komórki, a osoba aktywna w jednej z nich prawie nigdy nie wiedziała o ludziach działających w innych. Zaleta takiego rozwiązania polega na tym, że – chociaż dowolna pojedyncza komórka może zostać zinfiltrowana, ujawniona albo zniszczona – nie będzie miało to wpływu na pozostałe komórki; w istocie, członkowie innych komórek pomogą atakowanej komórce i z reguły udzielą jej bardzo silnego wsparcia na wiele sposobów.

To bez wątpienia przynajmniej jedna z przyczyn, dla których kiedy tylko w przeszłości atakowano w tym kraju komunistów, wsparcie dla nich pojawiało się w wielu nieoczekiwanych miejscach.

Sprawne i efektywne działanie systemu komórek wzorowanego na modelu komunistycznym zależy, oczywiście, od centralnego kierownictwa, co oznacza imponującą organizację, odgórne finansowanie i zewnętrzne wsparcie – komuniści mieli wszystkie te rzeczy rzeczy. Naturalnie, amerykańscy patrioci nie dysponują żadną z nich ani na szczycie, ani gdziekolwiek indziej, a więc skuteczny system organizacji komórkowej oparty na sowieckim systemie działania jest niemożliwy.

Z powyższych rozważań wynikają jasno dwie rzeczy.

Po pierwsze, struktura oparta na modelu piramidy może zostać stosunkowo łatwo zinfiltrowana, a zatem nie jest rozsądną metodą organizowania się w sytuacjach, gdy rząd posiada środki i chęć spenetrowania takiej struktury – a taka jest sytuacja w tym kraju.

Po drugie, nie istnieją normalne warunki, w których amerykańscy patrioci mogliby budować strukturę komórek wzorowaną na modelu komunistycznym. Gdy to zrozumiemy, pojawia się pytanie: „Jaka metoda pozostała tym, którzy opierają się tyranii państwa?”. Odpowiedzi udziela nam pułkownik Amoss, który zaproponował model organizacji oparty o „ukryte komórki”.

Określił go mianem oporu bez przywódcy.

System organizacji oparty o strukturę komórkową, ale nie mający żadnej centralnej kontroli ani kierownictwa – w istocie stosujący metody wykorzystywane przez komitety korespondencyjne w trakcie Rewolucji Amerykańskiej.

Wykorzystując koncepcję oporu bez przywódcy wszystkie poszczególne osoby oraz grupy działają niezależnie od siebie i nigdy nie zgłaszają się do żadnej kwatery głównej ani do żadnego przywódcy po rozkazy albo instrukcje, jak robiliby to ludzie należący do typowej organizacji o modelu piramidy.


Na pierwszy rzut oka taki rodzaj organizacji wydaje się nierealistyczny – przede wszystkim dlatego, że zdaje się brakować organizacji. Pojawia się zatem zrozumiałe pytanie o to, jak „ukryte komórki” oraz poszczególni ludzie będą ze sobą współdziałać, skoro nie ma wzajemnej komunikacji ani centralnego kierownictwa?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: uczestnicy programu oporu bez przywódcy  działający w ukrytych komórkach albo indywidualnie muszą dokładnie wiedzieć, co robią i jak to robić. Poszczególne osoby stają się odpowiedzialne za zdobycie potrzebnych umiejętności oraz informacji dotyczących tego, co należy robić.

Nie jest to bynajmniej tak niepraktyczne, jak się wydaje, bo jest bezsprzecznie prawdą, że w każdym ruchu wszystkie zaangażowane w niego osoby mają takie samo podejście do najważniejszych spraw, znają tę samą filozofię, i generalnie reagują na dane sytuacje w podobny sposób. Historia komitetów korespondencyjnych podczas Rewolucji Amerykańskiej pokazuje, że tak właśnie jest.


Jako że ostateczny cel oporu bez przywódcy to zniesienie tyranii państwa (tym przynajmniej zajmujemy się w niniejszym opracowaniu), wszyscy członkowie ukrytych komórek albo poszczególne osoby będą mieli tendencję do reagowania na obiektywne wydarzenia w ten sam sposób – poprzez zwyczajną taktykę oporu. Powszechnie dostępne narzędzia dystrybucji informacji, takie jak gazety, ulotki, komputery itd., dają każdemu człowiekowi wiedzę o bieżących wydarzeniach, pozwalając na zaplanowaną reakcję, która przyjmie różne formy.



Nikt nie potrzebuje wydawać nikomu rozkazów.




Idealiści naprawdę oddani sprawie wolności podejmą działanie, kiedy poczują, że nadszedł już czas, albo pójdą za sygnałem innych, którzy ich poprzedzą. Chociaż to prawda, że da się powiedzieć wiele przeciw tego rodzaju strukturze jako metodzie oporu, trzeba pamiętać o tym, że opór bez przywódcy to wynik konieczności. Inne rozwiązania okazały się niemożliwe do realizacji albo niepraktyczne.  


Opór bez przywódcy działał już w okresie Rewolucji Amerykańskiej, a jeśli osoby prawdziwie oddane sprawie same zaczną go wykorzystywać, zadziała teraz.
Nie trzeba wspominać o tym, że opór bez przywódcy prowadzi do powstawania bardzo małych albo nawet jednoosobowych komórek oporu. Ci, którzy wstępują do organizacji, aby markować działanie albo „grupowcy” [fanatycy grup] zostaną szybko wyeliminowani. Natomiast osoby traktujące swój sprzeciw wobec federalnego despotyzmu poważnie uznają, że to [powstawanie bardzo małych albo nawet jednoosobowych komórek oporu] jest to, czego właśnie potrzeba.

Z punktu widzenia tyranów oraz niedoszłych potentatów federalnej biurokracji i agencji policyjnych nic nie jest bardziej pożądane niż to, aby ci, którzy się im sprzeciwiają, mieli ZJEDNOCZONĄ strukturę dowodzenia i aby każdy sprzeciwiający się im człowiek należał do grupy opartej na modelu piramidy. Takie grupy i organizacje łatwo zniszczyć.

Szczególnie w świetle faktu, że Departament Sprawiedliwości (sic!) obiecał w 1987 r., że nigdy nie będzie już żadnej sprzeciwiającej mu się grupy, w której nie miałby przynajmniej jednego informatora. Ci federalni „przyjaciele rządu” to agenci wywiadu. Zbierają informacje, które mogą zostać użyte przez federalnego prokuratora okręgowego, gdy najdzie go chętka, aby kogoś oskarżyć. Linia natarcia została wyznaczona. Jest zatem konieczne, aby patrioci podjęli świadomą decyzję – albo pomagać rządowi w jego nielegalnym szpiegowaniu, trzymając się wciąż dawnych metod organizacji i oporu, albo utrudnić wrogowi robotę, stosując skuteczne środki zaradcze.


Niewątpliwie istnieją ograniczeni umysłowo ludzie, którzy, stojąc na podium z powieszoną w tle amerykańską flagą i samotnym orłem wznoszącym się ku niebu nad głową, będą z naciskiem stwierdzali swoim najlepiej brzmiącym czerwonym, białym i niebieskim głosem: „Co z tego, jeśli rząd nas szpieguje? Nie łamiemy żadnych przepisów”. Tak wadliwe rozumowanie uprawiane przez jakiegokolwiek poważnego człowieka stanowi najlepszy przykład na to, że istnieje potrzeba zajęć z zakresu edukacji specjalnej.


Ktoś przedstawiający takie twierdzenie nie ma absolutnie żadnego pojęcia o politycznej rzeczywistości w tym kraju i jest niezdolny do kierowania czymkolwiek więcej niż psim zaprzęgiem w alaskańskiej dziczy.


Stara mentalność „urodzonego czwartego lipca”, która tak mocno wpłynęła na sposób myślenia amerykańskiego patrioty w przeszłości, nie uchroni go przed rządem w przyszłości. „Reedukacja” tego typu bez-myślicieli będzie się odbywała w systemie federalnych więzień, gdzie nie ma flag ani orłów, ale pod dostatkiem ludzi, którzy „nie łamali żadnych przepisów”.

Większość grup, które „jednoczą” swoich rozproszonych współpracowników w jakąś strukturę, cieszy się krótkim życiem politycznym. Stąd przywódcy ruchów nieustannie nawołujący do jedności organizacyjnej zamiast pożądanej jedności celu zazwyczaj zaliczają się do jednej z trzech kategorii.


Mogą nie być rozsądnymi taktykami politycznymi, ale raczej po prostu oddanymi sprawie ludźmi, którzy czują, że jedność pomogłaby ich sprawie, ale nie uświadamiają sobie, że rząd wielce zyskałby na zorganizowanych w taki sposób wysiłkach. Organizacje oparte na modelu piramidy ułatwiają rządowi osiągnięcie jego celu, którym jest uwięzienie albo zniszczenie wszystkich, którzy mu się sprzeciwiają. Albo może nie rozumieją w pełni walki, w której uczestniczą, ani tego, że rząd, któremu się sprzeciwiają, wypowiedział wojnę tym, którzy walczą za wiarę, naród, wolność i swobody konstytucyjne.

Ludzie znajdujący się u władzy zawsze użyją wszelkich możliwych środków, aby pozbyć się opozycji. Trzecim typem osób nawołujących do zjednoczenia – i, miejmy nadzieję, stanowiącym wśród trzech wspomnianych kategorii mniejszość – są ci, którym bardziej zależy na władzy, jaką, według ich przypuszczeń – da im wielka organizacja, niż na rzeczywistym osiągnięciu zadeklarowanego celu.

I na odwrót – ostatnią rzeczą, jakiej chcieliby rządowi szpicle, gdyby mieli w tej sprawie coś do powiedzenia, byłoby istnienie tysiąca rozmaitych małych ukrytych komórek sprzeciwiających się im [szpiclom]. Taka sytuacja to wywiadowczy koszmar dla rządu zdeterminowanego, aby dowiedzieć się wszystkiego, co możliwe, o tych, którzy mu się sprzeciwiają. Funkcjonariusze federalni, zdolni zgromadzić w dowolnej chwili olbrzymią ilość cyfr, ludzi, danych wywiadowczych oraz sił i środków, potrzebują jedynie centralnego punktu, w który skierują swój gniew. Pojedynczy przypadek infiltracji w organizacji typu piramidowego może doprowadzić do zniszczenia całości.

Tymczasem opór bez przywódcy  nie daje funkcjonariuszom federalnym pojedynczej sposobności do zniszczenia znacznej części Ruchu Oporu.

Wraz z oświadczeniem Departamentu Sprawiedliwości (sic!), że trzystu agentów FBI wyznaczonych dawniej do śledzenia sowieckich szpiegów w Stanach Zjednoczonych (kontrwywiad krajowy) ma być obecnie wykorzystywanych do „zwalczania przestępczości”, rząd federalny przygotowuje grunt pod zakrojony na szeroką skalę atak na osoby sprzeciwiające się jego polityce. Wiele antyrządowych grup oddanych sprawie ocalenia Ameryki naszych przodków może się spodziewać, że wkrótce poczuje impet nowego ataku rządu na wolność.

Jest zatem jasne, że czas już przemyśleć na nowo tradycyjną strategię i taktykę oporu wobec współczesnego państwa policyjnego. Ameryka w szybkim tempie stacza się w ciemną noc tyranii państwa policyjnego, w którym prawa uznawane teraz przez większość za niezbywalne znikną. Niech nadchodząca noc zostanie rozświetlona tysiącem punktów oporu. Opór wobec tyranii musi być jak mgła, która tworzy się w wymagających tego warunkach i znika, gdy ich nie ma.







Dr Brzeski: Ruch oporu bez przywódców 

http://www.youtube.com/watch?v=aExpdRLkgTU





_______
OBJAŚNIENIE REDAKTORA [Louisa Beama]: Niniejsze opracowanie zostało napisane przez Louisa Beama i opublikowane w 1983 r. W 1992 r. opublikowano je ponownie w powyższej wersji. Nie mnie należą się słowa uznania za objaśniane w opracowaniu teorie – na uznanie za błyskotliwą analizę i wnikliwe myślenie zasługuje pułkownik Amoss.
_______
PRZYPIS TŁUMACZA
[1] Uwaga dotycząca „naszej rasy” może wiązać się z dawniejszym zaangażowaniem Louisa Beama w działalność ugrupowań postulujących inicjowanie agresji wobec pewnych osób ze względu na ich przynależność rasową. Tłumacz tekstu nie podziela tych przekonań Beama, uważając inicjowanie agresji wobec kogokolwiek za niemoralne.
_______
Tłumaczenie: Łukasz Kowalski
Na podstawie:
Louis Beam, Leaderless Resistance, http://www.louisbeam.com/leaderless.htm
Leaderless Resistance opublikowano na stronie louisbeam.com. Leaderless Resistance opublikowano po raz pierwszy w 1983 r. Leaderless Resistanceopublikowano ponownie w 1992 r. w kwartalniku The Seditionist(numer 12, luty 1992).
Tłumaczenie pochodzi luke7777777.blogspot.com/
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam.

1. luke7777777.blogspot.com/,
2. www.terroryzm.com/strategia-oporu-niekierowanego-w-wojnie-asymetrycznej/.



Rafał Brzeski:

Ruch społeczny bez przywódców

W spotykanych definicjach określany jest jako „ruch oporu bez przywódców”, czyli  „spontaniczne, autonomiczne, nie powiązane ze sobą komórki, których celem jest dokonanie aktów gwałtu, sabotażu lub terroryzmu  w stosunku do agend rządowych lub wojsk okupacyjnych”. W tak zwanych kręgach postępowych wymienia się przy tym niemal jednym tchem, że wyboru tej formy organizacyjnej dokonują najczęściej grupy terrorystyczne, rasistowskie, kryminalne i „etnonacjonaliści”. Pod tym ostatnim terminem rozumie się nacjonalistów opowiadających się za czystkami etnicznymi. W sumie więc ruch taki jawi się towarzystwem tak wstrętnym, że w jego badanie lepiej się nie wgłębiać.

Twórcą koncepcji ruchu bez przywódców był pułkownik Ulius Louis Amoss, który sformułował jego założenia w 1953 roku. W czasie II wojny światowej Amoss był oficerem amerykańskiej służby specjalnej OSS (Office of Strategic Services – Biuro Służb Strategicznych), a po wojnie Centralnej Agencji Wywiadowczej. Sfrustrowany penetracyjnymi i prowokacyjnymi sukcesami NKWD i lokalnych prosowieckich służb w państwach bałtyckich, w Polsce (V Komenda WiN), na Ukrainie oraz w innych państwach Europy środkowej, zarzucił kierownictwu CIA, że stosuje przestarzałe metody organizacji antykomunistycznego ruchu oporu wzorując go na hierarchicznych strukturach wojskowych podatnych na penetrację i likwidację.

Według jego koncepcji dla zdestabilizowania komunistycznych rządów w krajach okupowanych przez Sowiety potrzebna była nowa forma ruchu oporu. Swoista samoorganizacja obywatelska oparta na zupełnienie nowym sposobie myślenia. „Nie potrzeba nam przywódców” – pisał – „potrzeba nam myśli przewodnich. Myśli te same dadzą przywódców. Będą inspiracją dla mas ludzkich, które same wyłonią przywódców.” Amoss apelował o sformułowanie katalogu myśli i ideałów, które należało – jego zdaniem – zaszczepić pełnym obaw i zdezorientowanym ludziom znajdującym się pod sowiecką dominacją.

Do sformułowanych przed ponad pół wiekiem koncepcji Amossa wracały w różnych okresach różne ruchy opozycyjne. W 1983 roku podjął je działający w Stanach Zjednoczonych rzecznik supremacji białej rasy Louis Beam, którego zdaniem strategia ruchu oporu bez przywódców jest jedynym sposobem zrównoważenia przygniatającej przewagi sił i środków znajdujących się w dyspozycji administracji państwa. Beam uważał, że tradycyjny model hierarchii organizacji zbudowanej w piramidę jest niebywałym zagrożeniem dla wszelkiej konspiracji, bowiem raz spenetrowany odsłania kanały informacyjne, łańcuch dowodzenia i system podejmowania decyzji.  
Publikacje Beama na łamach biuletynu Seditionist, opatrzone hasłem: „obowiązkiem każdego patrioty jest utrudniać życie tyranom”, wyrządziły wiele złego idei ruchu bez przywódców. Dały bowiem podstawę do przypięcia całej koncepcji etykietek „rasizmu” i „utopii”, z czego szybko skorzystały lewicujące media i zaniepokojone służby prawa i porządku.
Z punktu widzenia teorii organizacji, ruch społeczny bez przywódców jest emanacją organizacji sieciowej – przeciwieństwa organizacji hierarchicznej w różnych jej formach. Jest to kolejna historycznie forma organizowania się społeczeństwa.

Początkową formą była organizacja rodzinna, potem plemienna, później hierarchiczna, następnie rynkowa, natomiast obecna rewolucja technologiczno-informacyjna wykreowała nową formę - organizację sieciową.

Analitycy RAND Corporation – amerykańskiej instytucji, która jak twierdzi „ drogą badań i analiz pomaga ulepszyć procesy rządzenia i podejmowania decyzji”, w jednym ze swych raportów uznali, że rewolucja technologiczno-informacyjna sprzyja sieciowym formom organizacyjnym i daje im przewagę nad formami hierarchicznymi, co zmienia oblicze wszelkich konfliktów. Tak wewnętrznych jak zewnętrznych.

Ich zdaniem, w dobie rozwoju mediów, szybkości komunikowania się i dostępu do informacji, we współczesnym konflikcie:
  • ten uzyska przewagę, kto opanuje umiejętność tworzenia form sieciowych,
  • przebieg i wynik konfliktu zależy od stopnia posiadanej wiedzy,
  • ten z przeciwników osiąga przewagę, kto w wyższym stopniu opanuje sztukę „operacji informacyjnych” oraz „zarządzania postrzeganiem”, czyli sterowania mediami w sposób obliczony bardziej na przyciąganie do swojego obozu lub dezorientowanie, niż na brutalne przymuszanie.
  • elementem potrzebnym do osiągnięcia przewagi jest posianie w przeciwniku wątpliwości wobec posiadanej przez siebie wiedzy o samym sobie oraz o adwesarzu,
  • psychologiczne rozchwianie przeciwnika jest równie istotne, co jego fizyczne zniszczenie.
Takie konflikty analitycy RANDu określili mianem „wojen sieciowych”, w których „liczne, rozproszone, małe grupy wykorzystując nowe technologie komunikowania się mogą działać wspólnie nawet na dużą odległość”.

W konfliktach sieciowych wyróżnia się trzy podstawowe typy strukturalne komórek/grup tworzących sieć.
- struktury linearne, w których ludzie, dobra lub informacje przepływają kolejno od jednej odseparowanej grupy do drugiej. Taką organizację mają przykładowo grupy przemytnicze.
- struktury gwiaździste – gdzie istnieje punkt centralny (ale pozbawiony hierarchii) poprzez który przepływają informacje lub dobra w komunikacji między komórkami.
- struktury wielokanałowe – gdzie każda komórka może się komunikować niezależnie ze wszystkimi pozostałymi komórkami.
Poszczególne komórki w tych modelach mogą być jedno lub wieloosobowe, ściśle lub luźno związane, elitarne lub otwarte dla nowych członków, wyspecjalizowane lub nie. Takie struktury sieciowe mogą tworzyć nawet państwa.
Teoretycy społecznego ruchu bez przywódców zalecają tworzenie struktur zgodnych z powyższymi trzema modelami zwłaszcza budowanie niezależnych komórek luźno powiązanych ze sobą, ale działających w tym samym duchu i kierunku.

Kwestia ducha ma fundamentalne znaczenie, gdyż jedność myśli i wyznawanego katalogu wartości jest spoiwem łączącym w działaniu poszczególne komórki.

Ruch bez przywódców może mieć swoje symboliczne postacie. Mogą to być ludzie powszechnie znani, ale nie są oni przywódcami, gdyż niczym nie zarządzają, niczym nie dowodzą i niczego nie planują. Formułują jedynie i głoszą myśl. Nie mają jednak większego wpływu na to, czy myśl ich zostanie podchwycona i zrealizowana. Brak jest sformalizowanej łączności (a co dopiero zależności) między autorem myśli, a jej realizatorem. Obaj działają niezależnie.

Wpisana w model niezależność nakłada na poszczególne osoby oraz minispołeczności w postaci komórek, obowiązek zdobywania informacji, umiejętności i wiedzy. Nikt bowiem nie będzie nimi dyrygował, nikt nie da precyzyjnej instrukcji co i jak trzeba zrobić. Podstawą modelu ruchu bez przywódców jest bowiem założenie, że ludzie o podobnych przekonaniach zachowują się podobnie, a jeśli są rzeczywiście zdecydowani bronić wyznawanego katalogu wartości to sami, bez rozkazu, wyczują, kiedy nadchodzi pora działania.

Nowe technologie medialne i telekomunikacyjne, a przede wszystki internet ułatwiają tworzenie organizacji sieciowych wszystkich trzech modeli, ale nowoczesne technologie komunikowania się nie są nie do zastąpienia. Równie sprawnie mogą funkcjonować struktury oparte o łączników, skrzynki kontaktowe oraz inne techniki przekazywania informacji bez udziału elektroniki i związanego z nią niebezpieczeństwa podsłuchu.  

Mnogość kanałów łączących poszczególne komórki struktury wielokanałowej oraz brak powiązań między twórcami, a realizatorami koncepcji sprawiają, że ruch powstały w oparciu o takie struktury jest odporny na zdradę i niesłychanie trudny do penetracji. Nie istnieje centrum dowodzenia, które można inwigilować skorumpować, zwerbować, czy zlikwidować.
Jednocześnie liczba kanałów przepływu informacji znacznie utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, infiltrację. Możliwy jest tylko totalny podsłuch, a potem żmudne selekcjonowanie wymiany korespondencji. Postaciom symbolicznym trudno jest udowodnić powiązania z realizatorami koncepcji i sterowanie ruchem. W państwie demokratycznym lub pretendującym do demokratycznego można ich najwyżej opluć, ośmieszyć, zakneblować, zmarginalizować lub ekspatriować. Zdarza się, że i to jest niewykonalne, bowiem symbol i twórca myśli już nie żyje.  

Swoistym współczesnym przykładem ruchu bez przywódców z symboliczną postacią jest włoski Ruch Pięciu Gwiazd, którego myśl wiodącą kształtowały wypowiedzi popularnego satyryka Beppe Grillo. Tak zwani „Grillini”, bez struktur, hierarchii i partyjnej machiny, za to powiązani nowoczesnymi metodami wzajemnego komunikowania się i wolą rzeczywistej zmiany polityki, a nie zabiegami politycznej kosmetyki,  wprowadzili w ostatnich wyborach do włoskiego parlamentu 163 deputowanych i senatorów. Młodzi – dwudziesto i trzydziestoparoletni ludzie po raz pierwszy spotkali się już po wyborach, na „konklawe” i dopiero na nim rozpoczęto wypracowywanie programu ruchu. Mało, kto z nich spotkał się wcześniej z Beppe Grillo, który indagowany przez dziennikarzy o wywiad z przywódcą ruchu, nieodmiennie odpowiadał, że zaraz przekaże słuchawkę nastoleniemu synowi  

Analitycy organizacji sieciowych uważają, że poszczególne komórki nie powinny liczyć więcej niż 10 członków. Optymalnie od 3 do 8 osób, bowiem wówczas komórce nie zagraża jak to ładnie określono „dynamika wewnętrzna”, czyli tworzenie się koterii i walka o wpływy. Wraz ze spadkiem liczby członków maleje też niebezpieczeństwo penetracji, a co za tym idzie prowokacji od wewnątrz.

Od poparcia lub afiliacji dużych ugrupowań korzystniejsze jest dla ruchu utożsamianie się z jego celami i katalogiem wartości możliwie jak największej liczby drobnych niezależnych komórek, nawet jedno, czy dwuosobowych. Wówczas bowiem eliminacja jednej, lub nawet większej liczby komórek, nie powoduje poważnego uszczerbku dla całości.
Poszczególne komórki powinny pracować kierując się wspólną myślą, która jest spoiwem odrębnych komórek tworzących jedną amorficzną organizację sieciową, a właściwie organizację bez organizacji. Nadmierna wymiana informacji, zwłaszcza zbyt dokładnych, pomiędzy poszczególnymi komórkami nie jest potrzebna i konieczna, a potencjalnie jest szkodliwa, gdyż może ułatwić rozpracowanie całej organizacji.

„Gadatliwość” między komórkami dekonspiruje powiązania i kanały łączności. W opinii analityków ruchów wywrotowych badanie wzajemnych powiązań między ludźmi wewnątrz danej społeczności oraz powiązań między społecznościami jest praktycznie jedynym sposobem rozpracowania organizacji sieciowej bez przywódców. Taką analizę powiązań i kontaktów skutecznie prowadził pułkownik Yves Godard w trakcie wojny domowej w Algerii, szef Suretê tej francuskiej prowincji kolonialnej. W latach 1955-1957 udało mu się zdusić kampanię bombową podziemnego algierskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego (Front de Liberation Nationale), ale za cenę informacji wydobytych torturami z setek aresztowanych. Barwny opis rozpracowywania sieci powiązań można znaleźć w książce Wiktora Suworowa – „Kontrola”.  

Ograniczone możliwości tradycyjnych metod inwigilacji, penetracji i prowokacji wewnętrznej sprawiły, że administracje różnych krajów forsowały i forsują akty prawne zmuszające operatorów telekomunikacyjnych do przechowywania danych o połączeniach, wymianie poczty elektronicznej i odwiedzanych stronach internetowych oraz ograniczają korzystanie z telefonów na kartę. Co potężniejsi odwołują się przy tym do totalnego podsłuchu telekomunikacyjnego w rodzaju systemów Echelon czy Carnivore.  Rewelacje Edwarda Snowdena i reakcja na nie, potwierdzają tę totalną tendencję i świadczą o rosnącym zaniepojeniu elit rządzących.  
Brak przywódców do schwytania i przykładnego ukarania sprawia, że coraz więcej administracji odwołuje się do działań odstraszających na ślepo w nadziei, że nawet jeśli ktoś nie jest przywódcą, a zostanie ukarany, to i tak jego bliscy i znajomi z jego środowiska zostaną zastraszeni, co powinno zniechęcić ich do jakiegokolwiek oporu. Takie ślepe działanie administracji prowadzi często do karykatur. Podczas szczytu G20 w Toronto w 2010 roku siły bezpieczeństwa zatrzymywały wszystkich ludzi ubranych na czarno, w nadziei, że wyłapią anarchistów.

Rozdrobnienie strukturalne i brak rozkazodawstwa ruchu bez przywódców, przy zachowaniu wspólnej myśli i wspólnego katalogu wartości, jest „koszmarem sennym” tradycyjnie myślących funkcjonariuszy tak zwanych sił prawa i porządku. Nie tylko dlatego, że ewentualne zadanie inwigilacji i rozpracowania ruchu przerasta siły i środki przeciętnej, a nawet potężnej służby, ale także z uwagi na nieprzewidywalność dalszych działań rozproszonej opozycji.  Sposób myślenia hierarchii wojskowo-policyjno-bezpieczniackich jest reaktywny. Działanie początkuje zawiadomienie o dokonaniu przestępstwa lub rozkaz przełożonych. Po nich następuje dochodzenie, które prowadzi, lub nie, do znalezienia i likwidacji źródła zakłócenia prawa i porządku. Tymczasem model ruchu bez przywódców, kierującego się tylko wspólną ideą, wymusza kreatywny sposób myślenia. Przy czym każda komórka angażująca się w działanie aktywne może mieć zupełnie odmienny scenariusz osiągnięcia celu.    

Istnieje jednak istotne ograniczenie dla ruchu bez przywódców. Elementem niezbędnym do funkcjonowania takiej organizacji jest społeczne poparcie, a przynajmniej społeczna afirmacja jej działań. Każda komórka włączona w ruch jest minispołecznością, która odzwierciedla zapatrywania, przekonania i opinie swojego środowiska. Jeśli sprzeniewierzy się tym przekonaniom, to utraci poparcie środowiska, a bez społecznego poparcia ruch szybko więdnie. Stąd też tendencja tradycyjnych establishmentów do prezentowania tej formy społecznego organizowania się, jako niebezpiecznej działalności wywrotowej jednostek skłonnych do dokonywania „aktów gwałtu, sabotażu lub terroryzmu”.  
Rafał Brzeski
Premiera w "Niepodległa Polska"
 
 
http://niepoprawni.pl/blog/6063/ruch-spoleczny-bez-przywodcow
 
 
http://adnovum.neon24.pl/post/103860,opor-bez-przywodcy




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz